Osobowość Stefana kształtował nie tylko rodzinny dom i świątynia, ale cała ziemia nadbużańska i styl życia jej mieszkańców.
„Zawsze z ogromnym wzruszeniem wraca się do miejsc, z którymi człowiek związany jest pochodzeniem. To wzruszenie nie jest mi obce. Chociaż w życiu swoim byłem tu i ówdzie, zwiedziłem kawał świata, to jednak z największą radością wracam do miejsca swojego urodzenia, jak również do miejsca urodzenia moich ojców i dziadów. Wyobrażam sobie, jak było wtedy, gdy oni żyli: jakie były warunki ich bytowania, jaka dola, jak wtedy smakował chleb, czy nie brakło go i czy był należycie uszanowany.
Odwiedzałem swojego stryja w jego gospodarstwie. Pamiętam na stole czarny chleb i zachętę: Jedz! Czym chata bogata, tym rada.” (Cz. n. m., s. 15)
Samodzielności i odwagi uczył się Stefan od dzieciństwa. Mając kilkanaście lat przyjechał do Warszawy, aby kontynuować naukę. Nie chciał się uczyć w Andrzejewie. Kiedy nauczyciel zabronił mu iść do domu, do chorej matki, o co prosił ojciec przysyłając do szkoły jedną z córek, Stefan wstał i powiedział: „A właśnie, że pójdę i więcej do tej szkoły nie wrócę”. Mądry ojciec nie zmuszał syna, aby wrócił do rosyjskiej szkoły. Po dwu latach prywatnej nauki przywiózł go do Warszawy. Stefan był dumny, ze jest uczniem Gimnazjum Wojciecha Górskiego.
„W moich wspomnieniach szkoła Górskiego posiadała tak wielki autorytet społeczny i narodowy, że budziła swoisty patriotyzm szkolny. Zwłaszcza w mieście, które posiadało silne szkolnictwo państwowe. Mijanie na ulicy ucznia w czapce szkoły państwowej zawsze mobilizowało ducha wyższości i satysfakcji”. (Cz. n. m., 16)
W gimnazjum Stefan był normalnym chłopakiem, zdolnym do różnych, nieraz nieobliczalnych wyczynów. Pewnego dnia, razem z kolegami przeszedł po przęsłach budującego się Mostu Poniatowskiego na Saską Kępę. Nie stronił też od dziecięcych walk z rosyjskimi chłopcami o pryzmę żwiru w Ogrodzie Saskim. Kiedy po latach kogoś chwalono, że był taki porządny od początku życia, Prymas Wyszyński powiedział z prostotą: „Ja taki porządny nie byłem, bo i ściągałem i podpowiadałem”.
„Pamiętam, ze szkolnych lat zdanie, skierowane do mnie przez wychowawcę w Gimnazjum Wojciecha Górskiego w Warszawie. Była to klasa bodaj III czy IV. Podczas jakiejś zabawy broniłem się przeciwko moim kolegom, jak umiałem […]. Mój wychowawca, nie znający widać moich ‘możliwości’, powiedział na sobotniej odprawie tylko tyle: Cicha woda brzegi rwie. Wiele mów słyszałem w tej szkole, ale niewiele mi z nich pozostało. To zdanie zapamiętałem, bo było powiedziane bardzo trafnie, z głęboką miłością do człowieka, którego chce się właściwie ustawić w życiu.” (Cz. n. m.)
Działania II wojny światowej odcięły Stefanowi możliwość dotarcia po wakacjach z Andrzejewa do Warszawy. Od 1915 roku naukę kontynuował w Łomży. Wtedy zrozumiał, co to znaczy wojna, przemoc i głód. Władze okupacyjne zabroniły przynależności do harcerstwa. Stefan nie posłuchał zakazu. Złapany przez Niemców podczas zbiórki w Lasach Drozdowskich otrzymał karę chłosty. To były, jak później powiedział: „pierwsze cierpienia dla Ojczyzny”.
Anna Rastawicka, Kartki z życia Ojca